Te pierniczki były już na blogu, ale z mniejszą ilością migdałów. Tym razem użyłam prawie dwa razy tyle i wyszły naprawdę pyszne, a już wcześniej były moimi świątecznymi ulubieńcami :)
Nie muszą mięknąć, więc można je piec bezpośrednio przed swiętami.
Upiekłam je w wersji z glutenem i bez żeby zobaczyć różnicę.
Te bez glutenu smakują mi bardziej ale mocniej rozlewają się na blaszce przez co są dość płaskie. Może następnym razem zwiększę ilość mąki lub migdałów i sprawdzę jak się trzymają :D ale jako że nic nie tracą w smaku łapcie przepis i pieczcie 😁
Składniki na 25-30 ciastek:
- 200 gram miodu
- 80 gram masła
- 150 gram migdałów, zmielonych (używam zwykłych w skórce, nie prażę)
- 180 gram mąki (w wersji glutenowej mąka pszenna, w bezglutenowej mieszanka mąki ryżowej, proszku budyniowego śmietankowego 2x opakowanie 40 gram i mieszanki uniwersalnej bezglutenowej)
- 1 łyżeczka sody
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 3 łyżeczki przyprawy do piernika (lub do smaku)
- 1 łyżeczka cynamonu
- kilka kropli aromatu pomarańczowego
- w oryginale występuje również kandyzowana skórka pomaranczowa, daje fajny pomarańczowy posmak ale używam zwykle zamiast niej pokrojonych drobno moreli, fig, czasem rodzynek
- do wersji bezglutenowej dosypałam 50 gram zmielonych niezbyt drobno orzechów laskowych
Wykonanie:
Masło i miód rozpuszczamy na niewielkim ogniu.
Mąkę, migdały, proszki, przyprawy, aromat i bakalie mieszamy i zalewamy ciepłą masą maślano- miodową. Łączymy.
Ciasto będzie dość luźne, ale zgęstnieje gdy się schłodzi.
Z ciasta formujemy małe kulki, wielkości orzechów włoskich (takich raczej średnich) i układamy w sporych odstępach na wyłożonej papierem blaszce do pieczenia (rosną sporo również na boki).
Ciasto jest klejące więc warto zmoczyć dłonie wodą przed formowaniem kulek.
Według oryginalnego przepisu kulki lekko się spłaszcza na blaszce ale ja tego nie robię, same mi się „rozlewają”.
Lebkucheny pieczemy ok. 15 min w 180 stopniach i studzimy przed zdjęciem z blachy bo są początkowo bardzo miękkie.
W wersji z mąką przenną lekko stwardniały po jakimś czasie, bezglutenowe zostały mięciutkie, ale uwaga lubią się do siebie przylepiać ;)
Można je lukrować, ale najbardziej smakują mi same :)